Neuroshima: Last Aurora – recenzja
W listopadzie 2020, czyli w Roku Molocha, odbyła się premiera nowej gry ze świata Neuroshimy, wprowadzonej prosto z Kickstartera – Last Aurora. Dziś przyjrzymy się jej nieco dokładniej.
Neuroshima: Last Aurora to gra oparta na Last Aurora, grze autorstwa Mauro Chiabotto z sukcesem ufundowanej na Kickstarterze w ubiegłym roku, którego polską edycję Portal Games osadził w świecie Neuroshimy.
Jak widać nie jest to gra stworzona od podstaw z myślą o uniwersum Neuroshimy, a jedynie doklejenie nazwy do wymyślonego wcześniej świata postapo. Jeśli gra odniosła już jakiś sukces, to przenosząc osadzenie fabuły i zostawiając wszystkie mechaniki rozgrywki mamy duże szanse na powodzenie również w naszych okolicznościach.
Na pewno większe, niż gdyby podobna gra tworzona była od zera. Szczególnie, że takie budowanie od podstaw mogłoby zająć o wiele więcej czasu, a w najgorszym wypadku finalny produkt mógłby nigdy nie ujrzeć nawet światła dziennego. Skupmy się więc na samej grze – jeśli jest dobra, to powyższe podejście samo się obroni.
Tło fabularne
Last Aurora wprowadza graczy w mroźny świat lodowych pustkowi, który trzeba pokonać swoim opancerzonym konwojem jak najszybciej, by dotrzeć do odpływającego lodołamacza Aurora. Jest on ostatnią nadzieją na ocalenie, ale posiada ograniczoną ładowność i uratuje tylko jedną ekipę, nie będzie też czekał w nieskończoność.
Zadaniem gracza jest rozbudowa swojego pojazdu, skompletowanie załogi i odpowiednie zarządzanie zasobami, by wyprzedzić pozostałych graczy i jak najszybciej dogonić Aurorę, jednocześnie unikając przeszkód i bandytów. Nie jest to łatwe zadanie, ale przy odpowiedniej strategii jak najbardziej do zrobienia.
Wykonanie
Jakość pudełka, instrukcji, kart, i wszystkich pozostałych elementów jest na wysokim poziomie, do czego Portal zdołał już nas przyzwyczaić. Dodatkowo można było dokupić sobie matę oraz plastikowe figurki, które zwiększają wygodę rozgrywki.
Mapa prezentuje się dobrze, jest czytelna i wygodna w użytkowaniu nawet w przypadku wielu różnych stosów kart umieszczanych na jej brzegach. Grafiki na kartach, choć nie są tymi znanymi z Neuroshimy, a jedynie generycznymi postapokaliptycznymi, wyglądają poprawnie.
Pojazdy, przyczepy, działka, członkowie naszego konwoju, spotykani wrogowie, czy różnego rodzaju miejsca i wydarzenia – wszystko to buduje klimat mroźnych pustkowi. Wizualnie każdy element do siebie pasuje i tworzy spójną całość.
Rozgrywka
Gra sprowadza się do rozwijania własnego konwoju i obrony przed wrogami, oraz przede wszystkim wyścigu – do Aurory. Kto pierwszy, ten lepszy! Do dyspozycji mamy dwa warianty mapy, tryb solo, dodatkowo statek może być dostępny o kilka tur dłużej, dzięki czemu możemy mieć więcej czasu na jego dogonienie.
Regrywalność, z racji wielu kart, jest na wysokim poziomie. Co prawda rodzajów kart jest wiele, przez co pierwsze podejścia mogą trwać znacznie dłużej niż jest to napisane na pudełku przez ciągłe podążanie za instrukcją, ale po 2-3 rozgrywkach powinno być już znacznie lepiej.
A jak wygląda sama rozgrywka z punktu widzenia gracza danego konwoju? Całkiem przyjemnie. Na samym początku można odnieść wrażenie, że szanse na dogonienie Aurory są znikome, ale z każdą kolejną rundą dostajemy lepszy sprzęt do rozbudowy konwoju. Dzięki temu mamy więcej miejsca na załogę i zasoby, tak niezbędne do wykonywania kolejnych akcji.
Oczywiście niesie to ze sobą również pojawianie się potężniejszych przeciwników, ale coś za coś. Początek jest względnie prosty i przyjemny, a z czasem mamy do dyspozycji o wiele więcej możliwości rozwoju. Można przyjmować różne taktyki – od jak najszybszego dojechania do Aurory bez zwracania uwagi na cokolwiek innego, po powolne wzmacnianie swojego konwoju i jego wyposażenia, rekrutowania załogi i zbierania zasobów do tego stopnia, że nic nie jest w stanie nas zatrzymać.
Nie ma oczywiście jedynej słusznej drogi i zazwyczaj będzie to odpowiedni balans między tymi dwoma skrajnościami. Szukanie tego złotego środka wydaje się najciekawsze w Last Aurora. Przyjemność z rozbudowywania własnego konwoju i utrzymywania go przy życiu jest jak opiekowanie się post-apokaliptycznym Tamagotchi – jesteśmy dumni z tego jak się rozwija w czasie rozgrywki.
Podsumowanie
Gra ma swój klimat. Co prawda na początku może się wydawać nieco skomplikowana, ale po kilku rozgrywkach większość zadań wykonujemy szybko i sprawnie, niemal automatycznie. Można się wtedy oddać taktyce i planowaniu ruchów do przodu zamiast skupiać na problemach tu i teraz.
Zdecydowanie warto zagrać w grę Neuroshima: Last Aurora – rozgrywka jest dynamiczna, a rozbudowa konwoju i efektywne nim zarządzanie sprawia dużą przyjemność. Szczególnie, jeśli uda nam się pokonać przeciwników i dotrzeć do statku na czas.
Swój egzemplarz można aktualnie kupić w sklepie Portalu w promocji -15%, który kosztuje 161,46 zł. W najbliższym czasie zrecenzujemy również dodatek Przebudzenie Molocha, który dostępny był wraz z podstawową wersją gry, oraz niedawno wydany drugi dodatek, Lodową Stal.
A Wy graliście w Last Aurora? Jak wrażenia?
Pingback: Przebudzenie Molocha – recenzja dodatku do Neuroshima: Last Aurora • NeuroshimaHex.pl
Pingback: Neuroshima: Last Aurora – mata i figurki • NeuroshimaHex.pl
Pingback: Podsumowanie Dnia Molocha 2022 • NeuroshimaHex.pl
Pingback: Lodowa Stal – recenzja dodatku do Neuroshima: Last Aurora • NeuroshimaHex.pl
Pingback: Pierwszy dzień wiosny z Neuroshimą • NeuroshimaHex.pl
Pingback: Partyzanci, Resurgence, NS Con i wiele więcej – podsumowanie pierwszego dnia wiosny z Neuroshimą! • NeuroshimaHex.pl
Pingback: Nowa gra w świecie Neuroshimy: Resurgence • NeuroshimaHex.pl